Forum Wielkie Imperium Bizantyjskie Strona Główna Wielkie Imperium Bizantyjskie
Cień tego czym było kiedyś
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Vales Shadowblade
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wielkie Imperium Bizantyjskie Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 15:02, 10 Cze 2006    Temat postu: Vales Shadowblade

Tutaj, po kilku oporach, umieszcze swoje piewsze opowiadanie, umieszczone w świecie fantasy, po pewnym czasie dołoże jeszcze kilka rozdziałów, jak je napisze oczywiście. Jeżeli ktoś będzie chciał przeczytać to prosze o szczerą ocene. Za wszelkie błędy przepraszam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 15:03, 10 Cze 2006    Temat postu:

Początek
Świat wojenną mgłą spowity był przez kilkanaście lat. Krwawa wojna z orkami i innymi bestiami bardzo osłabiła połączone siły ludzi, elfów i krasnoludów. Potwory wylewały się ze wszystkich zakątków świata, wyłaziły ze swoich nor i ciemnych zakamarków. Mimo iż brakowało im wyszkolenia i dyscypliny nadrabiały to liczebością. Działo się tak jakby nagle poczuły siłe aby samemu ustalać granice swoich ziem. Przyłączało się do nich coraz więcej innych bestii, coraz groźniejszych, wszelki rodzaj gigantów, reptilionów i smoków. Jak smoki mogły się przyłączyć do tych plugastw? Wiadomo było, iż w gre wchodziła potężna magia i równie potężni przywódcy, jeden główny dla każdej rasy.
Wyczerpany sojusz gotował się do ostatniej zażartej bitwy, właściwie starcia, które decydowało o wszystkim. Pośród wojennej wrzawy w samym środku dowódca wszystkich sił sojuszu, mianowany na czas wojny, był to człowiek, w wieku około trzydziestu pięciu lat, wyszedł na starcie z potężnym, odzianym w czarną pełną płytową zbroje, nie czarną, z bliska wydawała się pochłaniać padające na nie światło, stworem, nie można było rozpoznać rasy, jeżeli wogóle to coś miało rase. Było większe od przeciętnego człowieka, lae mniejsze od wzgórzonego giganta, wyjeło dwuręczny miecz, którego klinga zmieniła się ciemny płomień. Jednak człowiek, imieniem Aravar, nie był bezbronny, jego zbroja, średnia bez hełmu, była wspaniała, widać było krasnoludzkie rzemiosło z dodatkiem elfickiej magii, natomiast miecz półtoraręczny był nadzwyczaj szczupły, wyglądał jakby nie mógł wytrzymać choćby jednego ciosu maczugi, od jego ostrza emanował chłód, napewno zadawał obrażenia od zimna. Obaj przeciwnicy starli się, po środku bitwy rozległa się fala od zetknięcia się dwóch potężnych artefaktów. Dolne ukośne cięcie, sparowane przez Aravara i kolejne, skierowane w tors, unik, jednak następny cios mrocznej istoty trafił człowieka w lewą noge, po jego ciele rozeszła się fala bólu, nie od rany ciętej, jednak od magii zawartej w mieczu, zadawał od niewyobrażalne cierpienie. Mroczna klinga uniosła się nad głową bohatera, wydawało się, że to już koniec, jednak Aravar znalazł w sobie siłe, aby zrobić unik. Dwie klingi znowu się spotkały, ;udzki wojownik mógł spojrzeć w czerwone ślepia przeciwnika, gniew i śmierć to jedyne co zobaczył. Obaj przeciwnicy nie oddalali się od siebie, cały czas tnąc po to żeby się spotkać z klingą przeciwnika. Cios mrocznego miecza uderzył w skałe, przecinając ją, z tej krótkiej chwili skorzystał Aravar i zadał cios mroźnym uściskiem, tak nazywał się jego miecz, w głowe przeciwnika. Czarny pancerz zaczął pękać i potęzna magia wdarła się na pole walki, niszcząc swoją armie, niemal doszczętnie oraz zadając ogromne straty sojuszowi. Mithralowy pancerz spełnił swoje zadanie i ocalił Aravara, jednak jego miecz rozsypał się w drobny mak.
Horda potworów została rozbita, nie było to trudne, ponieważ morale spadły po przegranej ich wodza. Niedobitki wróciły do swoich nor. Pokój został przywrócony na nowo. Wielkie królestwa sojuszu odbudowane. Ofiary wojny nigdy nie zostaną zapomniane. Po stu latach uszkodzony mithralowy pancerz Aravara można oglądać nadal, przy jego grobie. Jednak historia tu się nie kończy, to dopiero POCZĄTEK.

Rozdział I
Świat zasklepił dawne rany, mało już kto pamięta co się stało dokładnie, jednak każdy pamięta o bohaterach. Za murami potężnego miasta ludzi, gdzie znajdowała się najlepsza akademia dla wojowników, którzy mieli stać się przyszłymi rycerzami. Obecny czampion królestwa nazywa się Muradim Ironforge, trenował na najlepszych krasnoludzkich i elfickich dworach. Każdy podziwiał jego wyczyny z dwoma długimi mieczami, które otrzymał kiedyś w podzięce, jeden od króla krasnoludów Thara Stelshadow'a a drugi od obecnej władczyni elfów Mirandy Moonlight. Były wspaniałe, nikt nie wątpił w ich magie, napewno była potężna, lecz tylko jego wrogowie się o tym dowiadywali, niestety rzaden z nich nie przeżył aby o tym opowiedzieć. Sama akademia była dość duża, zajmowała niemal jedną czwartą miasta. Wyposarzona była w wiele placów treningowych, miała potężną zbrojownie, żadnej broni tam niebrakowało, czy dystansowej czy do walki w zwarciu. Również wykładało tam wielu znakomitych mistrzów, nie tylko ludzkiej rasy. Znajdował się tam osobisty kowal akademi, krasnolud, który wykonywał niesamowite pancerze i oręż oraz wysoki elf, zaklinacz oraz uczący studentów podstaw leczenia i obrony dzięki magii. Akademia dzieliła się na dwie części dla wojowników oraz magów zbrojnych, oczywiście była możliwość rozwijania obu dziedzin.
Kolejny nabór się zaczął, nie były to same dzieci szlachciców, ale również pospolitych farmerów. Selekcja odbywała się w czasie pobytu, a nie już na początku. Dobry wojownik nie musiał pochodzić ze szlachetnej rodziny. Czampion zaczął przemowe, odziwo nie było nikogo kto by niesłuchał. Muradim nie był człowiekiem zadufanym w sobie, nie obchodził go rozgłos, nie zależało mu na tym. Później odbyło się kilka testów, aby sprawdzić, który student był w czym dobry. W tym roku stosunkowo dużo było objecujących nowicjuszy operujących magią. Wszyscy rozeszli się do swoich pokojów.
Po dwóch tygodniach nauki wyszedł na jaw prawdziwy talent w posługiwaniu się dwoma mieczami. Młody ludzki męszczyzna świetnie posługiwał się tym orężem, klingi zdawały się wirować wokół niego, niepozwalając na jakikolwiek cios przeciwnika. Wyglądało to jak śmiercionośny taniec. Sam mistrz Muradim był zaskoczony tym widokiem. W końcu podszedł do niego.
- Jak się nazywasz chłopcze?- zapytał mistrz.
- Jestem Vales Shadowblade- odpowiedział z szacunkiem.
- Powiem wprost, jestem mile zaskoczony widząc tak objecującego ucznia- po minie Valesa widać było mieszane uczucia, mistrz kontynłował- powiedz gdzie się tego nauczyłeś, jesteś oburęczny?- zapytał Muradim.
- Ja... tak sobie trenowałem... na farmie ojca... odganiałem dzikie zwierzęta...- każde słowo przechodziło z trudem przez gardło.
- Nie musisz się obawiać, nie zrobiłeś nic złego, chcem cię za trzy dni widzieć w moich prywatnych komnatach, czy moge na to liczyć?- zapytał mistrz.
- Tak... oczywiście... stawie się- zasalutował i odszedł ćwiczyć dalej, a raczej rozmyślać w samotności.
Trzy dni mineły troche za szybko, zbyt mało czasu na przemyślenia. Vales wzioł swoje drewniane długie miecze, cóż studentom narazie nie dawano prawdziwej broni. Gdy doszedł do pokoi Muradima wzdrygoł się, gdy drzwi się otworzyły powitała go sztrzała, wymierzona w jego serce, drewniane ostrze zablokowało strzałe, raczej to strzała wbiła się w miecz. Rozległ się śmiech. Z cienia wyłonił się czampion królestwa w całym swoim rynsztunku.
- Mistrzu, czemu to zrobiłeś?- zapytał zdziwiony młody Shadowblade.
- Wiedziałem, że nic ci się nie stanie, to był pierwszy test- nadal uśmiechnięty mistrz swierdził.
- Test? Pierwszy? Co się dzieje?- zakłopotanie i lekki strach pojawił się na twarzy chłopaka.
- Odrzuć te drewniane gówno i weź te dwa miecze oparte o ściane i ten lekki pancerz z mithralowych pierścieni, załóż je i wyjdź na zewnątrz- powiedział, już bardziej poważnie. Chłopach nie zastanawiał się długo, po chwili stał na pustym placy treningowym, na przeciw rycerza.
- Teraz nie licz na jakieś ulgi, to będzie walka na poważnie, ja nie żartuje, więc gotój się na pojedynek- bez ogródek powiedział. Natępnie z pochew wyskoczyły dwie piękne i zarazem zabójcze klingi. Mistrz zaszarżował, walka się rozpoczeła. Krótkie górne cięcie, sparowane przez Valesa. Niestety jest jeszcze drugi miecz, chłopak do sparowania jednego miecza musiał użyć dwóch swoich, dostał płazem w czoło.
- Skoncentruj się, stań się jednością z mieczami!- krzyknoł przeciwnik.
Starcie, cztery klingi wirowały blisko siebie. Dwie przeciwne spotkały się ze sobą, iskry poleciały na około. Następny cios nadszedł, lecz tym razem nie miecza a pięści, Valesa odrzuciło do tyłu. Szybko wstał, tym razem on zaszażował, impet uderzenia sprawił, że dwa miecze poleciały w przeciwne strony, po jednym każdego z walczących. Obaj złapali pozostałe w rękach miecze oburącz, rzaden z walczących nie trafiał na nic innego, tylko na ostrze przeciwnika. trwało to długo, po chwili znowu można było ujrzeć wirujące w śmiertelnym tańcu sylwetki. Dolne pchnięcie Muradima, sparowane, jednak walka to nie tylko broń, Vales otrzymał bolesny cios pięścią w brzuch, następnie kopniak w prawą ręke, wyrzuciło to jego miecz, a jego samego rzuciło na ziemie, gdy próbował się podnieść poczuł na karku zimne ostrze.
- Dobrze, bardzo dobrze, nie wiedziałem, że jesteś tak dobry, proponuje, żebyś w wolnym czasie przychodził na nauki do mnie, tylko nie mów o tym nikomu, przyjmujesz moją oferte?- spytał z powagą miastrz. Po chwili ciszy.
- To będzie wielki zaszczyt dla mnie- Vales nie mógł uwierzyć w to co słyszał i co sam powiedział, miał być trenowany pod okiem najlepszego wojownika jakiego widział, on, nigdy nie słyszał, żeby ktoś inny trenował z Muradimem.
- Więc dobrze, nauki codziennie po obowiązkowych zajęciach- powiedział uśmiechnięty mistrz i dodał -do zobaczenia.
Chłopak zasalutował mu i odszedł, odkładając pancerz i oba miecze na miejsce, biorąc tym samym swoje ćwiczebne.
Rozdział II
Vales pilnował się i przez dwa lata nie opuszczał rzadnych zajęć obowiązkowych i tym bardziej dodatkowych. Po tym czasie, dla studentów którzy zostali nadszedł czas ćwiczeń jako patrole okolic wokół miasta, nie było specjalnie nebezpiecznie, kilka wilków, goblinów i raz trafił się jakiś ork, zlikwidowany przez czampiona w kilka sekund. Jak co tydzień i tym razem nadszedł czas na patrol, Vales wzioł swój ekwipunek i dołączył do pozostałych. Było już dosyć późno, w odległości kilkuset metrów widać było ogisko, trochę za duże jak na gobliny lub nawet orki. Mistrz kazał studentom zostać, sam wzioł ze sobą kilku innych nauczycieli. Przez kilkanaście minut nie było nic słychać, gdy z zarośli wybiegł wściekły wzgórzony gigant, skąd się tu wzioł, przecież góry były oddalone o kilka kilometrów z tąd. Nie było czasu na zastanawianie się, adepci magi rozpoczeli inkantacje do zaklęć, jednak nie dość szybko, wielka maczuga trafiła jednego studenta, jednak żył, zemdlał jedynie. Nie było czasu na magie. Vales dobył mieczy, wykutych z metalu z małym dodatkiem mithralu, zresztą nie on sam. Kilku młodych mieczników wabiło giganta, który za każdym razem próbował skrócić żywot któregoś z nich wielką maczugą. Gigant poczuł ból w lewej nodze, zamachnoł się tam jednak nie trafił w nic, Vales nie przestawał i krążył wokół przeciwnika, za każdym razem zadając cięcie. Wkońcu dwie klingi wykonały cięcie w góre, tym samym pozbawiając giganta ręki w której trzymał maczuge. Rozległo się wycie, Vales skoczył do góry, jedno ostrze trafiło w klatke piersiową giganta, drugie zaś w jego głowe. Wbiły się tak głęboko, że Vales nawet ich nie wyciągał. bestia padła twarzą do ziemi, jeszcze głębiej wbijając ostrza, rozległ się dźwięk łamanego metalu, wiadmo było, że miczy nie da się uratować. Vales podszedł bliżej i zobaczył za ubraniem giganta zabaczył niezwykłe ostrze, szybkim ruchem, nie patrząc na innych schował je. Rozległy się gratulacje i okrzyki radości.
Mistrzowie wrócili, każdy miał broń czerwoną od krwi. Zobaczyli ciało giganta ze zdziwieniem otwierając szeroko oczy. Wkońcu jeden zapytał.
- Co się tu wydarzyło?
- Wzgórzony gigant wyskoczył z zarośli i zaatakował- powiedział jeden ze studentów.
- Ale on został pokonany, to nie był zwykły gigant, lecz władca jednego z klanów!- powiedział głośno.
- Zabił go Vales Shadowblade, niedał szansy na trafienie bestii- powiedział inny student.
- Ta betia miała skradziony długi magiczny miecz, nie widze go przy ciele- oznajmił Muradim.
- Prosze, o to on- Vales pokazał go, gdy wzioł go za rękojeść, rozległ się błysk magii, który zwalił Valesa z nóg, a innych oślepił. Gdy wszyscy się otrząsneli, Muradim podszedł do Valesa i powiedział.
- Jest to niezwykły miecz, nie może go nosić byle kto, to miecz wybiera właściciela, miecz nazywa się Mroźny Błysk i właśnie patrzymy na jego nowego właściciela- z dumą powiedział mistrz i dodał- noś go z dumą chłopcze i nie czyń nim zła. Rozległy się owacje.
- Wracajmy odpocząć, to była ciężka noc- zmęczonym głosem powiedział Muradim.
Następnego dnia Vales odbył wyczerpujące szkolenie w posługiwaniu się to wspaniałą bronią. Wydawała się być przedłużeniem jego ręki, dostał drugi długi miecz, wykonany w mithralu, tym razem w całości, nie dawano mithralowego ekwipunku każdemu, był to cenny i rzadki materiał, jakby tego było mało, dorzucona została mithralowa kolczuga, dobre pancerne buty, oraz zaklętą koszulke na wierch z logiem królestwa ludzi.
- Musisz jakoś wyglądać kiedy się spotkasz z królem Thorusem Stelcrownem, on stwierdzi jaki jesteś naprawde- powiedział do zdziwionego młodego męszczyzny.
Audięcja odbyła się wczesnym popołudniem następnego dnia, król długo rozmawiał z Valesem, zadając pytania. Pod koniec dnia otrzymał list, nie , nie list, po przyjrzeniu się bliżej stwierdził, iż jest to dyplom ukończenia z wyróżnieniem nauki w akademi. Jeszcze kilka razy przeczytał to, nie mógł uwierzyć, prosty syn Johna Shadowblada, farmera, ukończył najlepszą szkołe Meel-margane, dla ludzkich wojowników.
- Brawo, rok przed końcem, niezły wyczyn, zdaje się, że tylko Aravar, ponad setkę lat temu jedynie to zrobił, pamiętaj jesteś teraz rycerzem królestwa, to zobowiązuje do obrony ludu ludzkiego, elfiego, krasnoludzkiego oraz każdego walczącego w słusznej sprawie dla dobra sojuszu- z powagą dodał jeszcze- ruszaj w świat, tam napewno czeka wiele pracy, zatrzymaj pancerz i miecz z mithralu, dostaniesz tysiąc sztuk złota na droge i ekwipunek potrzebny do przetrwania w dziczy, możesz zostać oczywiście, jednak nie sądze, że chcesz.
- Wyrusze za dwa dni, dzięki ci mistrzu za wszystko- powiedział 25 letni męszczyzna.
Dwa dni mineły, pożegnał się ze wszystkimi, dostał jeszcze podarek od króla, magiczny pierścien, ponoć dawał niewidzialność i ochrone przed ogniem i chorobami noszącemu go, nazywał się Sygnet Wytwałości. Nie było nic więcej do zrobienia, więc Vales opuścił miasto Blesscrusade przez zachodnią bramę i udał się na poszukiwanie przygód.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 18:11, 10 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział III
Wędrówka przez zachodnie ziemie nie były męczące, wzniesienia były łagodne i było sporo miejsc, żeby rozbić obóz. Wrogów też nie
było wielu, jeżeli jakiś natrafił to był to wilk lub goblin, nawet orka nie byłowidać. Kolejna noc, znowu trzeba rozbić obóz, kiedy Vales zaczynał zbierać drewno na opał usłyszał dziwne dzwięki. Upuścił chrust i szedł wkierunku dźwięku. Po kilku minutach natrafił na zrójnowaną bramę, z
jednej strony pokrytą runami w nieznanym języku, ludzka ciekawość wzieła góre i przeszdł przez zniszczone wrota. Nie było tu nic specjalnego,
zdaje się, że to stara, kilku wiekowa drowia twierdza, z okresu długiej wojny z mrocznymi elfami, która odbyła się prawie pięćset lat temu. Takich budowli nie spotykano często, właściwie, prawie nigdy, gdyż tylko kilka zostało wybydowanych przez tych kuzynów elfów z powierzchni.
Napewno miało tajemne przejście do mrocznych korytarzy adają, fala lodu i ostatni przeklęci wojownicy leżą. Chwila odpoczynku i koncetracji, Shadowblade
przywołał podstawowe zdolności leczenia i lewa ręka wygłądała już o wiele lepiej. Strząsnoł z sibie kurz starych kości i ryszył dalej.
Wszedł do głównego budynku, tym razem nie napotał rzadnego przeciwnika, rzadnej choćby martwej duszy. Trafił krętymi
korytarzami do sali dowódców wojennych, o dziwo pełno tam było magicznych komponentów, ksiąg i kociołów pełnych śmierdzącego i gorącego
płynu. To chyba było siedlisko maga, raczej nekromanty, z niesmakiem pomyślał Vales.
- Trzeba było zostać paladynem, jedno nakładanie rąk lub śmierć ożywieńcom i po sprawie- z niesmakiem powiedział Vales.
Uruchomił magie pierścienia i znikł, usłyszał kroki, zobaczył maga w czarnej szacie, niosącego kilka kości. Obserwował co robi. Po chwili mag
wydał rozkaz, dwa szkielety przyniosły poranionego elfiego wojownika. Jasne było, że zostanie on poddany dziwnym eksperymentom lub odrazu
zabity i przemieniony w zombie lub coś gorszego.
- Czas wyjść z ukrycia- powiedział cicho młody bohater. Wyskoczył z cienia i dwa ostrza zlikwidowały szkielety. Mag ze złością popatrzył na
młodego wojownika i odezwał się.
- Dziwi mnie twoja obecność, nie znam cię, lecz czuje w tobie nie tylko ludzką krew, lecz jeszcze krew wysokiego elfa, powiedz kim jesteś i co tutaj robisz- nadzwyczaj miło i kuluralnie powiedział mag.
- Jestem Vales Shadowblade, nie wiem nic o moim innym pochodzeniu niż ludzkie- odpowiedział.
- To ty zniszczyłeś moje sługi na zewnątrz, jesteś tu żeby uratować tego elfa, wiec, że nie uda ci się wyjść z tąd w jednym kawałku!- tym razem
mag powiedział to tonem charakterystycznym dla czarnego charakteru i dodał- chyba, że chcesz dowiedzieć się o sobie więcej, w zamian będziesz
mi służył jako mój osobisty strażnik, pokaże ci co robie i do czego potrzebny mi ten elf. Podszedł do jednego z kociłów i zaczoł napełniać fiolke.
- Niestety, nie widze siebie jako mroczny rycerz, więc odmówie, jeśli łaska- z uśmiechem odpowiedział.
- Skoro nie po dobroci to będziesz mi służył jako jedna z moich sług!- wrzasnoł i zaczoł mówić formuje do zaklęcia.
Vales nie miał czasu się nim zajmować, wzioł elfa na plecy i ukrył go w bespiecznym miejscu. Na zewnątrz już czekał nekromanta i zaczoł
puszczać ogniste kule i pioruny kuliste. Unikanie ich było trudne, były mierzone, może niedokładnie, jednak i tak trochę osmaliły twarz Valesowi.
Kolejny unik, tym razem jednak kula ognista nadleciała z tyłu, wojownik zdążył zasłonić się Mroźnym Błyskiem i dzięki temu nie doznał
poważnych obrażeń. Przyspieszył, robił uniki i wprawił w wirowanie obie klingi, co oczywiście miało tylko zmylić przeciwnika. Jedno ostrze
zostało wyrzucone do góry, mag powędrował za nim wzrokiem. Na to liczył Vales, wyciągnoł z byta mały sztylet i rzucił nim, trafiając w gardło
nekromanty. Zaczoł się ksztusić, dwie zimne klingi skrzyżowały się na jego gardle. Mag zdołał wykrztysić tylko- N... nie- i jego głowa został
zdjęta z ramion. Nie miał przy sobie nic przydatnego, prócz czarnego płaszczu, zwiniętego pod szatą. Zawsze może się przydać, pomyślał,
wojownik zabrał go.
Wrócił do elfa, nie był w stabie mu pomóc, nie był uzdrowicielem, dostał od niego list i poprosił aby dostarczył go do Moonlight,
średniego elfiego miasta, niecałe dwadzieścia mil z tąd. Gdy mu to przekazał, umarł. Vales pochował go kawałek od twierdzy, w lesie. Uznał, że i tak musi dowiedzieć się o swojej elfiej krwi, jeżeli wierzyć magowi. Czas wyruszać, zwinoł obóz i ryszył dalej przez las.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 19:26, 10 Cze 2006    Temat postu:

Albo ty tak szybko piszesz, albo te rozdziały pisałeś już przez jakiś czas.
Pora na ocene (nareszczie się wyżyje Twisted Evil ). Literówek i innych błędów tego typu nigdy się nie czepiałem. Salvatore i Tolkien także takie popełniali. Ciekawa hiastoria, ciekawa... ciekawe co z tego wyniknie? Tylko napisz charakterystykę swojego bohatera w dziale FH. Może zamieszczę go w opowiadaniu. Oceny nie będę pisać bo uważam, że to największa plaga ludzkości. Nigdy nie odzwierciedlają wykonanej roboty. A co do najpoważniejszego błędu to: czemu nie ma Asterotha buuuuu... [płacze jak dziecko] Crying or Very sad Crying or Very sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 19:30, 10 Cze 2006    Temat postu:

To dopiero początek, nie chciałem się wtrącać w twoje prawa autorskie do tej postaci, jednak jeżeli mi pozwalasz to znajdzie się tam. Wiekowy paladyn, tak musze się bardzo skupić i przemyśleć to.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 19:32, 10 Cze 2006    Temat postu:

Tylko nie zrób z niego jakieś palanta albo coś. A i pomyśl nad jakimś opowiadankiem z SW. Z checią poczytam Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 19:37, 10 Cze 2006    Temat postu:

Ciekawe jak zrobić z niego palanta, nie można, nie wygłasza tekstów typu, teraz cię ukarze w imie bogów albo poczujesz na sobie sprawiedliwość. Nie jest jakimś fanatykiem ani jakimś idiotą. Co do opowiadania z SW, sam nie wiem, narazie rozpisze się w pierwszym, potem jeszcze kilku rad od ciebie będzie trzeba zasięgnąć o sam świat SW, bo chyba za mało wiem. Zobaczymy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 19:40, 10 Cze 2006    Temat postu:

No wiesz jabyś zrobił z niego palanta to byś dostał WARNA a jak byś go uśmiercił to Bana. Proste Laughing . A właśnie powinieneś dostać WARNA bo się wyżyć w komentarzu nie mogłem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 19:44, 10 Cze 2006    Temat postu:

Ty tu rządzisz, więc mój byt tutaj zależy od ciebie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 19:47, 10 Cze 2006    Temat postu:

I have the power! Because I am the Byzantine Emperor

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 19:49, 10 Cze 2006    Temat postu:

Yes Master.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 20:52, 10 Cze 2006    Temat postu:

Cool Cool Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 21:43, 10 Cze 2006    Temat postu:

Kolejny rozdział.
Rozdział IV
Vales szedł przez las, cały czas rozmyślając o tym co powiedział mu mag. Gdy wyszedł z lasu, zobaczył dym w oddali. Jakieś miasto było w trakcie oblężenia przez orków. Było to dziwne, orkowie nie byli tu tak zorganizowani, żeby mieć i machiny oblężnicze i dobry, jak orków, ekwipunek. Młody rycerz ukrył się i przyglądał temu widokowi. To była elfia wioska, otoczona murami, właściwie małe miasto. Zobaczył postać w błyszczącym ciężkim pancerzu z mieczem w górze. Tylko tyle z tej tło, na ciele Valesa nie było widać
nawet najmnieszej rany. W tym momęcie miał już pewność.
- Więc jesteś Asteroth, lodowy paladyn?- zapytał, bardziej, żeby usłyszeć potwierdzenie.
- Tak, znasz mnie, chyba nie jest tak źle z moją reputacją- zaśmiał się i popatrzył na rozmówce.
- Tylko co ty robisz akurat tutaj, myślałem, że przebywasz na głównym kontynęcie- zaszokowany odpowiedział.
- Powiedzmy, że wpadłem przypadkiem, konkretnie do króla Stelcrowna z ważną i tajną wiadomością, jednak ty znasz moje imię, ja zaś twojego
nie usłyszałem- stwierdził paladyn.
- Jestem Vales Shadowblade- nieco zawstydzony i pełen podziwu odpowiedział.
- Tak Valesie, powiedz mi co tutaj robiłeś, widze, że masz herby Blesscrusade, jednak nie widziałem, żeby ktoś tak młody tak dobrze posługiwał się dwoma ostrzami- powiedział.
- Ja nie wiem jak to się stało, od początku czułem, że urodziłem się z mieczem- odpowiedział Vales.
- Rozumiem, jednak jest w tobie nie tylko człowiek, lecz też elf, jednak nie jeteś półelfem, masz jednak najlepsze cechy obu ras, pierwszy raz
spotykam się z czymś takim- poważnie stwierdził.
Skąd on mógł to wiedzieć, nie wyglądał na maga, jednak słyszano i widziano jego moc magiczną. Jednak to prawda, mimo to Asteroth nie mógł nic powiedzieć mu o jego pochodzeniu.
- Musimy się przygotować do następnego ataku- powiedział po chwili ciszy i obaj udali się na dzieddziniec.
Mijały godziny, trudno było to miasto obronić, nie było rzadnych machin oblężniczych i ludzi zdolnych do walki też było o wiele za mało. Rozległ
się dźwięk rogu i orcze hordy ruszyły do kolejnego starcia. Elfi łucznicy strzelali raz za razem, przeżedzając szeregi wroga, było ich jednak zbyt
wielu. Machiny wroga strzelały, nie trafiając w mury, jednak po poprawkach to się szybko zmieni. Kolejny strzał, wielki pocisk dosięgnoł muru, robiąc w nim sporą wyrwe.Fala przeciwników wlała się do środka, na ich czele stał dziwny stwór.
- Postrach, odsunąć się!- krzyknoł Asteroth.
Vales chciał się rzucić na niego, jednak został powstrzymany przez paladyna. Sam ruszył na niego. Walka się rozpoczeła, niezwykła zręczność pozwalał uniknąć każdego ciosu zadango przez Postracha oraz sparować każdy zadany zbyt blisko cios. Jednak nie tylko on walczył, dwie klingi Valesa zaczeły wirować, tworząc wokoło niego zasłone z ostrzy. Nie pozwalał zbliżać się orkom do walczących tytanów. Asteroth nadal zmagał się z wymagającym przeciwnikiem. Dolne cięcie Asterotha nie zaskoczyło Postracha, jednak zrobił to drugi cioś, wytrącając broń widmu z rąk.
Paladyn nie czekał i zadał boczne cięcie w tors z niewyobrażalną siła, rozcinając przeciwnika na dwie części. Został sam pancerz. Asteroth wspioł się na mur i przywołał potężne zaklęcie, fala magi rozeszła się po przeciwnikach, zabijając każdego kto nie zdążył uciec. To już koniec.
- Stracili dowódce- oznajmił paladyn.
- Tak, ale...- nie dokończył Vales.
-Tutaj orkowie nie są jak na innych kontynętach, są dzikie, zabijają bez powodu, nie mają stałych przywudców, dlatego tu jetem, została odkryta
aktywność na tym kontynęcie magów Lotosu oraz dedr, co jest dziwne, nigdy ich tutaj nie był- odpowiedział paladyn, ujawniając, specjalnie, tym
samym cel swojej misji.
Po kilku dniach pytań i odpowiedzi oraz osobistego treningu pod okiem mistrza broni Asterotha, pozwolił lekko udoskonalić styl walki Valesa.
- Wyruszam do głownej siedziby waszego sojuszu w Blesscrusade, wyruszysz ze mną?- zapytał paladyn.
- Dzięki za wszystko, jednak mam kilka ważnych spraw do załatwienia- odpowiedział Vales.
- Bywaj, może jeszcze kiedyś się spotkamy- uśmiechnoł się i wyruszył w droge mniej więcej tą którą przyszedł Vales.
Młody męszczyzna czuł, że w tym wiekowym wojowniku znalazł przyjaciela. Vales musiał ruszać w poszukiwanie swojej przeszłości.[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 22:37, 10 Cze 2006    Temat postu:

Łiiiiii Ja chcieć jeszcze. Dawaj więcej! To się robi coraz bardziej zajebiaszcze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 22:39, 10 Cze 2006    Temat postu:

Nie przesadzaj, nic takiego szczególnego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 22:41, 10 Cze 2006    Temat postu:

Jak mówie, że zajebiaszcze to ZAJEBIASZCZE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Sob 22:42, 10 Cze 2006    Temat postu:

Dobra, z wuszszą władzą spirać się nie będe.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Sob 22:43, 10 Cze 2006    Temat postu:

I tak k.... ma być.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Pon 15:22, 12 Cze 2006    Temat postu:

Mam jeszcze jeden rozdział, o to on.
Rozdział V
Małe miasto niebyło zbyt daleko od Moonlight, wędrówka też należała do bardziej bespiecznych, nie licząc jednego tępego bandyty, który miał
pecha spotkać się z pewnym młodym męszczyzną i zakończyć swój marny żywot, przy próbie kradzieży, na końcu pewnego magicznego ostrza.
Przy bramie powitało go dwóch elfich strażników, mających na sobie doskonałe zbroje, nie ciężkie, lecz średnie, mało krępujące ruchy, oczywiście,
jak na elfią robote przystało. Gdy Vales przekroczył główne wrota poczuł się jak w domu, nie mógł tego wytłumaczyć, jakby się tu urodził.
Przechadzał się bulwarem, czując błogą atmosfere, przyjemnych rozmów i zapachu dobrego, ciepłego jedzenia. Poszedł do dzielnicy
rzemieślników, aby popatrzeć na jakiś bojowy rynsztunek. Wszedł do płatnerza, powitał go elf w złotozielonym pancerzu. Rozejrzał się w
poszukiwaniu jakiś dobrych rękawic, bo te skórzane nie wygłądały najlepiej, chyba źle zniosły oblężenie, pełno było w nich dziur i krew gdzie
niegdzie nie doprała się. Oglądał kilka par, widział piękne żelazne, pancerne, nabijane, złotawe, stalowe, mieszane i jeszcze wiele innych, jednak
jego uwage przykuły te, które leżały nieco w oddali. Przyjrzał im się, wyczuł lekką magiczną aure wokół nich, miały piękne zdobienia, jednak
takie okazyjne, nie było w nich przepychu, trudno było ocenić materiał z jakiego są wykonane ale chyba była to szlachetna stal, wiele razy
przetapiana z wzmocnieniami z adamantytu. Chyba były drogie, Vales nie widział czy wystarczy mu złota, miał jeszcze kilka szlachetnych
kamieni, jednak nie mógł wydać wszystkiego na pare rękawic! Raz kozie śmierć- pomyślał.
- Przepraszam ile za te rękawice?- zapytał.
- One nie są na sprzedarz- odpowiedział elf.
- Może się dogadamy, dam pięćset sztuk złota i dorzuce dwa szmaragdy- zaczął się licytować Vales.
- Choćbyś dał pięć razy tyle musze ci odmówić- oznajmił rzemieślnik.
- Może dasz się namówić, dam sześćset piędziesiąt i trzy szmaragdy- popatrzył elfowi prosto w oczy, poczuł jak bardzo potrzebuje tych
przedmiotów.
Elf zamyślił się, w oczach człowieka zobaczył determinacje, wole walki oraz szczere intencje, jednak nie fanatyzm, praktycznie nie wiedział czy on wogóle wierzył w jakieś bustwo.
- Dam ci je za darmo, jednak najpierw musze coś sprawdzić- bardzo poważnie stwierdził elf i dodał- one nie są na sprzedarz bo należały do
jednego z elfich bohaterów za czasów wielkiej wojny z bestiami, zginął tam od ciosu magicznej włóczni, dziwne, każdy kto je założy ich nie widzi,
właściwie czernieją z stają się nie namacalne, ostrze przez nie przechodzi, tak jakby wogóle ich tam nie było, niestety dla posiadacza bo wcale go
nie chronią- odpoczął chwile i kontynłował- pamiętam jak poprzedni właściciel przyszedł bez jednej dłoni i sprzedał mi te rękawice, mają chronić
tylko kogoś kto odegra w tym świecie jakąś ważną role, wybrany, który powstrzyma wielkiego wroga, który będzie miał krew podobną to krwi
Beliona Goldbranda on ma mu dać siłe jaka drzemie w tych rękawicach- zakończył i podał je Valesowi. Ten zdziwiony założył je i po jego ciele
przebiegł dreszcz, artefakty nie znikneły, zostały. Vales poczuł zwiększoną zręczność i szybkość. Wyciągnął miecze i zaczął nimi wirować
szybciej, wykonując przy tym skomplikowane manewry.
- To możesz być ty, zatrzymaj je, lecz pamiętaj, jeżeli uczynisz coś niewinnej istocie bez powodu, one ci nic nie dadzą- powiedział elf.
- Dziękuje, napewno nie zapomne o tym darze- zadowolony i pełen szacunku dla słów elfa powiedział.
- Nie dziękuj mi, one były ci przeznaczone- odpowiedział rzemieślnik- może jedak chcesz zostać chwile i posłuchać o bohaterze elfów?- zapytał.
- Z chęcią- odpowiedział człowiek. Elf mówił przez wiele godzin, tak szczegółowo jakby sam tam był, nie wykluczone, przecież elfy były znane ze
swojej długowieczności. Zakończył nad ranem. Pożegnali się, Vales miał jeszcze kilka ważnych spraw, między innymi list.
Przespał się kilka godzin i ruszył, nie wiedział kumu dać list, była na nim dworska pieczęć. Udał się więc do siedziby namiestnika, który rządził
tym miastem i poprosił o audiencje. Nie musiał długo czekać, wszedł do głównej sali pod eskortą elitarnych elfich wojowników. Namiestnik był
młodym, nawet jak człowieka, elfem, nie miał pancerza, jednak widać było połyskującą kolczuge pod szatą. Na głowie miał diadem w kształcie
zgiętej gałązki, natomist w ręku trzymał złocony buzdygan. Przedstawił się jako Paruhn Breag. Po krótkiej wymianie zdań Vales podał mu list,
gdy elf go czytał zmarszczył się troche, jednak nie powiedział co było tam napisane, podał list innemu elfowi i odesłał go, sam natomiast zaczął
rozmowe.
- Więc jesteś Vales Shadowblade, spotkałeś jednaego z naszych zwiadowców, szłyszałem, że ukończyłeś szkolenie szybciej niż inni, czym więcej
moge ci służyć, oczywiście dostaniesz pokój oraz ciepły posiłek-zakończył sowoją wypowiedź elf.
- Jestem zaczycony namiestniku, jest taka rzecz, którą chciałbym poznać, mianowicie chodzi o moje rzekome pochodzenie od elfów, chciałbym to
sprawdzić oraz dowiedzieć się troche o mojej przeszłości- powiedział.
- Hmm... dobrze, pośle po naszego arcymaga, wtedy wyjaśnimy twoje pochodzenie- powiedział elf i odwrócił się do innych.
Dwie godziny mineły zanim pojawił się owy mistrz magi, odziany w niezwykłe szaty oraz z kostórem na plecach podszedł do Valesa, zadał mu
kilka pytań, potem wyciągnął swoją ręke nad jego głowe i zapadł w medytacje, trwało to prawie godzine. Odezwał się.
- Panie o to jest istota zrodzona z ludzkiego wojownika oraz z elfiej córki Beliona Goldbranda, jest on spadkobiercą jego naperśnika oraz długiego
Królewskiego Łuku Elfów, do którego strzał nie potrzeba, oddajcie te artefakty prawowitemu właścicielowi- oznajmił arcymag. Powtórzył to kilka
razy, przedstawił dowody w postaci popisu władania dwoma ostrzami przez Valesa i jeszcze kilka innych. Rozległy się gratulacje i okrzyki
wiwatu, wszystkie obecne elfy skłoniły się. Wniesiony został piękny złotawoczarny napierśnik z herbem rodu Goldbrand, był to złoty miecz
skrzyżowany z mithralową sztrzałą, napierśnik nie był ciężki, był tak lekki jak kolczuga, jednak wytrzymały jak najtwardsza skała. Niesiony łuk
był równie piękny, długi i smukły, bez zbędnych ozdób, lekko czerwonawy. Wieści te ogłoszone zostały w całym mieście, teraz można było
zobaczyć lekko szpiczaste uszy Valesa, które ukryte były zwykle pod złotymi włosami. On sam nie mógł uwierzyć w to co się zdarzyło,
przymirzył napierśnik i przeszedł po nim ten sam dreszcz, jaki był obecny przy zakładaniu rękawic. Łuk dobrze leżał w dłoni, przyjął oba
artefakty, swoją kolczuge sprzedał u tego samego elfa u którego otrzymał rękawice. Został w mieście cały tydzień, dowiadując się wiele o swoim
dziadku, teraz rozumiał dlaczego matki nigdy nie widział i dlaczego ojcec miał wielką rane na głowie, osłepiającą jedno oko. Stało się to podczas
walki ze smokiem liszem, wiedział teraz, czemu ojciec nosił w sobie tyle bólu i cierpienia, którym nie podzielił się z innymi.
Kiedy się tego wszystkiego dowiedział, miał zamiar udać się do siedziby Malfuriona, smoka lisza i zemścić się za swoją rodzinę, raczej odpłacić mu
tym samym, co spotkało jego matke, która na imie miała Jeina. Jednak musi udać się na ziemie skarzone czarną magią, gdzie bestie były tak
straszne jak w Podmroku, gdzie przebywało kilka demonów, przywołanych przez głupich czarodziejów. Tak zrobi to, da upust gniewu i użuje
każdej swojej zdolności aby zabić smoka. Ostrzegano go przed tym, jednak Vales już zadecydował, następna wędrówka będzie się kończyć w
jamie Malfuriona, na Spaczonych Zimiach. Czas sprawdzić na co przydał się trening i te wszystkie rzeczy które zdobył, czuł jak każda kość i
mięsień tego pragneły. Jego ręce powendrowały odrucho do rękojeści mieczy by sprawdzić czy są na miejscu, zakupił jeszcze troche zapasów i
mikstór leczących i wyruszył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 20:49, 12 Cze 2006    Temat postu:

Zaryzykowałem i przeczytałem dzisiaj. Jak będę miał pałę z biologii edzie to twoja wina. Ciekawe, interesujące. Ciekawe co będzie dalej. Czekam na dalsze części.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Pon 21:35, 12 Cze 2006    Temat postu:

No nie, trudno, musze zaryzykować, nie mam wyjścia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Śro 21:31, 21 Cze 2006    Temat postu:

Po długiej przerwie, dodaje kolejny rozdział.
Rozdział VI
Wędrówka przez elfickie ziemie były dosyć męczące. Wiele razy trzebabyło się przedzierać przez wysoką trawe, bujne i gęste lasy w których nieszczęśni bandyci czaili się na podróżnych. Niektórzy mieli wielkiego pecha wpadać na maksymalnie skoncentrowanego i czujnego Valesa.
Dotarł wreszcie do granic. Piękne zielone tereny z błękitnym niebem ustępowały czarnej, popękanej i zniszczonej ziemi. Na której sterczały stare drzewa, bez życia. Niebo było ciemne i czerwone, niedocierały tupromienie słoneczne. Nie było widać rzadnych oznach życia... jednak nagle było słychać szczęk oręża i jakieś okrzyki. Vales biegł do źródła tych dźwięków i zamarł. Było tam kilka drowów oraz co gorsza dziwnych nieumarłych bestii, były wielkie, pozszywane kości i kawałki mięsa róznych istot. Jednak widok ten nie był tak straszny, jak widok rzucających się do walki drowów, żeby ocalić małe dziecko ich rasy. Vales widział jak wielka szczęka zaciska się na ciele mrocznego elfa, potem rozszarpując jego ciało na sztuki. Trudno było coś zrobić, sojusz z drowami na tym kontynęcie był jeszcze nie pewny i bardzo młody. Jednak młody bohater postanowił im
pomóc. Zmusił się do skoku i wylądował przed bestiami, drowy były tym zdziwione, młody bohater nie zaczoł nic wyjaśniać. Dwie klingi zaczeły
wirować, tnąc i kłując, drowy powróciły do walki. Piekielnie szybka kompinacja dolnych i bocznych cięć powaliło pierwszą kreature. Jednak wtedy kątem oka, Shadowblade zobaczył małe dziecko i zbliżające się do niego dwie nieumarłe poczwary. Nie patrząc na nic rzucił się w tamtą strone.
Gniew i koncentracja wzogły się, przyspieszając jeszcze bardziej ruchy rycerza, jednak nie próbował się bronić tylko wściekle i finezyjnie
atakować. Dwie klingi w morderczym tańcu dosięgneły celu, było to cięcie w szyje, głowa stwora opadła na ziemie i razem z nią wielkie cielsko.
Nie przerywając taniec ostrzy ogarnoł drugie monstrum. Wiele niewiarygodnie szybkich cięć dotarło do ożywionych zwłok. Wściekle rycząc
potwór opadł ponownie martwy na zniszczoną glebe. Ostatnia z besti została wykończona przez drowy. Teraz jednak rzadna ze stron nie
wiedziała jak się dokładnie zachować. Wymienione zostały formalne grzeczności. Vales uleczył tych rannych lżej, natomiast iinych poczęstował
miksturami. Dziwiła go obecnoś drowów tutaj, raczej, rzaden tunel nie wychodził z Podmroku aż tutaj. Zaczeła się seria pytań i odpowiedzi.
Młody podrużnik dowiedział się, że mroczne elfy przybyły tytaj na zwiad oraz aby rozpocząć określanie granic nowego miasta na pograniczu
lasów elfów powierzchniowych. To miał być jeden z wielu kroków, aby powrócić na powierzchnie. Po wspólnej nocy roztali się w przyjaźni.
Jednak Vales miał ważne zadanie. Jama drakolisza znajdowała się niedaleko. Zobaczył podniszczone stare, pokryte runami wejście. Przekroczył je,
wkraczając w długi tynel. Na jego końcu widział stary, lecz jednak mimo zniszczeń używany pokój. Był oświetlony kilkoma pochodniami. Szedł
dalej do kolejnego przejścia. Tu jednak wyskoczyło z cienia kilka wampirów i zombie, czuł w ich umysłach pustke, nie mieli własnej woli, co do zombie, to było normalne, jednak co do wampirów... zwykle wykazywali trzeźwy umysł. Zaczeli go otaczać, dwa ostrza rozbłysły, pierwsze dwa
wampiry rzuciły się do szyi Valesowi i oba zakończyły żywot z klinagami głęboko w gardle. Co gorsza oba ostrza utkwiły w ciałach i nie było
czasu ich wyjmować, dopuki same nie znikną w postaci mgły do swoich grobowców i trumien. Jednak ciała nie znikneły, Vales musiał naprężyć
każdy mięsień, żeby udeżać mieczami z ciałami na klingach, co było trudne. I znów kilka wampirów wgryzło się w ciała dwóch towarzyszy.
- Teraz to będzie cholernie łatwe!- powiedział sam do siebie, widząc swoją sytuacje.
Cóż, rycerz puścił wierne miecze i rzucił sztyletem trafiając w czoło jakiemóś zombie. Wzioł dwie pochodnie i najpierw zaczoł nimi wymachiwać,
potem rzucił obie i trafiając w bestie. Ten czas musiał wystarczyć, zaparł się nogami i znowu, tym razem nie obciążone klingi zaczeły wirować,
głowy padały na posadzke. O dziwo szło to dosyć łatwo, Vales wyszedł bez szwanku z tej walki. Obrócił się do ciał i nagle każde rozsypało się w
pył, no jasne, te bestie były podtrzymywane przez silną magie, odbierając im zdolność myślenia, musiełi długo tu służyć. Szedł dalej, nie
napotykając oporu, nic nie było, nawet szczurów. W kolejnej sali były wielkie wrota, chyba z adamantu, było tam kilka inskrypcji i ostrzeżeń. Na
samym jednak środku widniała smocza czaszka, zmiejszona i wykonan z adamantu. Pod nią był napis Malfurion. Chwile się zawachał... potem
otworzył je i wchodząc do środka. Sala była kuta w skale, ogromna i niezbyt przyozdabiana, nie licząc kilku ryn gdzie niegdzie. Na środku stał
wielki szkielet, który rozpostarł swoje kościane szkrzydła. Przemówił przez telepatie do Valesa.
- Witaj młody wojowniku, wiem, że sprowadza cię tutaj chęć zemsty, jednak chyba nie wiesz z kim masz doczynienia- powiedział Malfurion.
- Jestem Vales Shadowblade, skoro jesteś taki mądry to obmyśl kształt swojego nowego grobu w jakim spocznie twoje przeklęte ciało!- stanowczo odpowiedział.
- Rozumiem, nie lepiej by było gdybyś walczył i zdobywał, podbijał i pożadał władzy, którą ja moge ci ofiarować- przerwał na chwile licz-
Przyłącz się do mnie, dam ci nieśmiertelność w zamian za służbe mi!
Vales czuł w powietrzu wiele czarów kontrolujących umysł i łamiących silną wole.
- Zachowaj to dla innych frajerów, zginiesz, może poraz któryś, zemszcze się za matke i ojca, głupi, cholerny worku kości, gotuj się na śmierć!-
powiedział Vales, przyjmując postawe zaczepną.
- Ty chyba naprawde nie wiesz do kogo mówisz! Na moje skinienie stają legiony umarłych, rzaden mag nie równa się tutaj z moją mocą! Ty głupi
mieszańcu i tak będziesz mi służył, nawet bez wolnej woli i jasnego umysłu!- warknoł smok urywając kontakt telekinetyczny i rozpoczynając
inkantecje do zaklęcia.
Vales się na to przygotował, koncentrując się, wypowiedział słowa zaklęcia. Przez sale przeszła fala zaklęcia i całe pomieszczenie wyzbyło się
magii. Magiczny ekwipunek Valesa zmatowiał i już rzadne zaklęcie... na jakiś czas... nie mogło mieć rzadnego skutku. Młody wojownik z całą
szybkością wprawił ciało i klingi w ruch. Zaczoł ciąć nagie kości... puki wielki łeb nie udeżył. Vales przeleciał przez cały pokój, kończąc na ścianie
w której zrobiły się pęknięcia. Opadł na ziemie razem z dwoma mieczami. To już chyba był koniec, aura niwelująca magie rozproszyła się. Smok
z zadowoleniem zbliżał się do swojej ofiary. W głowie Valesa przelatywały różne obrazy, walka ze swoim mistrzem, obraz przygnębionego ojca
oraz obraz matki. Nagle wstał, z jego ciała wydobyło się niezwykłe jane światło! Vales poczuł znowu dwie rękojeści w dłoniach. Wściekły smok
rzucał śmiercinośne zaklęcia, ktróre odbijane były przez tą janą istote! Do drakolisza zbliżył się z niewiarygodną szybkością, widząc marne efekty
swoich zaklęć zaczoł używać swoich szponiastych łap i ogona. Te silne ciosy, które mogły rozpłatać olbrzymy i przeciąć skałe, były parowna z
taką łatwością, przez dwie klingi! Górne cięcie, mithrilowy miecz wbił się w szpon drakolisza, odcinając go. Grad ciosów zasypał potwora, wysoki
skok i dwie klingi wystrzeliły i trafiły w łeb besti. Rozległ się nieprznikniony ryk. Smok zaczoł się rzucać na wszystkie strony, zaklęcia miotane
były w każdą strone. Mroźny Błysk wylądował w dłoni Valesa, złapał go oburącz i machnoł nim, z miecza wydobyła się fala lodu, ostatecznie
powalając drakolisza. Kości rozsypały się i smok legł w kawałkach, Vales przestał wydzielać z siebie jasne światło i padł wyczerpany i
nieprzytomne na ziemie. Po trzech dniach obudził się, nie rozumiejąc co do końca się wydzarzyło. Mroźny Błysk wylądował w pochwie, Vales
zaczoł poszukiwać swojego mithrilowego miecza, między kośćmi coś błyszczało. Podszedł bliżej i zobaczył piękny mithrilowy miecz, z głową
drakolisza na końcu rękojeści, początek ostrza przy samej rękojeści przypominał kość, czrne ostrze było pokryte runami. Chyba moc i duch
smoka połączyły się z mieczem i został w nim uwięziona dzusza smoka. Stało się to w jakiś niewytłumaczalny sposób. Z run wyczytał, że nazwa
miecza brzmi Kościany Sługa. Schował go do drugiej pochwy. Niesamowicie wyczerpany i ledwo żywy, wypił każdą pozostałą miksture
uzdrawiania, jednak to nie pomogło całkiem. Nie mógł użyć magii, została całkowicie wyczerpana, chyba przez tą dziwną świetlistą aure. Nic nie
miało sensu, nawet to, że jeszcze żył. Przy wyjściu padł na ziemie i nie był w stanie wstać. Został znaleziony przez tą samą grupe drowów, którym
pomógł. Zaniosły go do jednej z kliku chat, które zbudowali. Zaczeli opatrywać jego ciężkie rany, jednka mimo iż przestały krwawić, to Vales się nie obudził, jego stan był naprawde ciężki. Po kilku dniach wysiłku drowów, jego stan poprawił isę, jednak nadal nie obudził się. Jednak teraz
wystarczyło tylko czekać na przebudzenie, jego zdrowiu nic nie zagrażało. Tylko czekać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Śro 22:09, 21 Cze 2006    Temat postu:

Lol dusza drakolicza zamknięta w mieczu!!! Marzenie każżdego wojownika. Wiesz teraz jaki on będzie potężny. Teraz jak mi napiszesz, że głupi szkielet o mało co go nie pokona to albo uznam twego bohatera za totalnego pierdołę nie potrafiącego wykorzystać potężnego oręża albo że nie masz pomysłu na ciekawy magiczny efekt. Ogólnie opowiadanie doooobre. Tylko nie dawaj pod żadnym pozorem bab drowów z psycholem!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 8:22, 22 Cze 2006    Temat postu:

Oczywiście, że bab nie dam, one gary myją w Podmroku. Postaram się, aby bohater dobrze wykorzystał ten miecz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 10:20, 22 Cze 2006    Temat postu:

Ja myślę. Inaczej bądź przeklęty!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 10:39, 22 Cze 2006    Temat postu:

Spokojnie, teraz jest lepszym wojownikiem, musi teraz poznać moc miecza. Nawet nie ośmiele się pisać nic głupiego w stylu jaden szkielet wyrusł przed nim i zdał mu krytyczne obrażenia urwaną swoją ręką. Naprawde postaram się tego nie schrzanić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 14:02, 22 Cze 2006    Temat postu:

Bo wiesz co ci zrobię.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 16:53, 22 Cze 2006    Temat postu:

Nic! Ale jednak nie zawiode cie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 18:02, 22 Cze 2006    Temat postu:

Nic? Jesteś pewien? Masz dzisiaj dać nowy rozdział.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 18:05, 22 Cze 2006    Temat postu:

Zobaczymy...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wielkie Imperium Bizantyjskie Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 1 z 8

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin